Wielomiesięczne śledztwo, kilkugodzinne oblężenie, a wreszcie samochodowy pościg ulicami ogromnej metropolii. Skąd tyle zachodu dla aresztowania drobnej, 66-letniej kobiety? Bo według tanzańskiej prokuratury jest mózgiem operacji, w której miejscowe słonie były mordowane na skalę przemysłową.

SloniePrzez Yang takie widoki w Tanzanii są coraz większą rzadkością (Fot. Maciej Okraszewski/Dział Zagraniczny)

Yang Feng Glan grozi do 30 lat więzienia, tym bardziej, że tuż po zatrzymaniu w zeszłym tygodniu miała się przyznać do większości zarzucanych jej czynów. Jej prawnicy twierdzą, że zrobiła to, bo nie zrozumiała pytań. Dziwny argument, zważywszy że kobieta spędziła w Tanzanii połowę dorosłego życia.

Przyszła na świat w Pekinie w 1949 r. i ma podwójne wykształcenie: skończyła ekonomię na tamtejszym uniwersytecie, ale równocześnie została też absolwentką słynnego Běiwài, czyli uczelni szkolącej miejscowych dyplomatów w językach obcych. W 1974 r. Yang była jedną z pierwszych trzech osób, które ukończyły tam kurs kiswahili – Chiny zaczynały wówczas budować swoją silną dziś pozycję w Afryce, a socjalistyczna Tanzania, gdzie ten właśnie język pełni rolę lingua franca, była ich najważniejszym punktem wypadowym. W latach 1970-1975 Pekin zafundował jej linię kolejową do Zambii za astronomiczną wówczas sumę 500 mln dolarów. To właśnie przy okazji tego projektu Yang po raz pierwszy trafiła do Afryki Wschodniej, gdzie została przez kilka następnych lat doskonaląc się jako tłumaczka i nawiązując cenne kontakty. Ponownie została wysłana do Tanzanii w 1993 r., żeby nadzorować eksport do ojczyzny – najpierw węgla, a potem owoców.

Ale absolwentka ekonomii szybko zauważyła, że może przy tym zarobić trochę pieniędzy dla samej siebie. Liczba Chińczyków w Afryce Wschodniej stale rosła, a w diasporze coraz głośniejsze były narzekania, że w Dar es Salaam nie ma gdzie smacznie zjeść. Yang założyła więc jedną z pierwszych restauracji serwujących prawdziwą chińską kuchnię, która szybko zaczęła ściągać przebywających w kraju wysłanników Pekinu, a wraz z nimi miejscowych kontrahentów z dobrymi koneksjami. Byłej tłumaczce, a obecnie restauratorce, zaczęło się coraz lepiej wieść: kupiła wielkie gospodarstwo rolne przy granicy z Kenią, gdzie uprawia ostre papryczki na eksport do Chin oraz ma rafinerię oleju, jedyną córkę (nazwaną Fei, od pierwszego znaku słowa „Afryka” po mandaryńsku) wydała za chłopca z wpływowej miejscowej rodziny, a sama została prezesem Chińsko-Afrykańskiej Izby Handlu. Jeszcze w zeszłym roku mówiła w wywiadzie prasowym, że „nie potrzebuje już zarabiać pieniędzy na restauracji, dziś to miejsce gdzie przyjaciele z Chin oraz Tanzanii przychodzą się wymieniać informacjami”.

Teraz okazuje się, że w lokalu wymieniali się także bardziej namacalnym towarem.

W czerwcu zeszłego roku w ręce tanzańskiej policji wpadł mężczyzna, który skupował kość słoniową od przemytników z całego kraju. Przyciśnięty wyjawił, że potem dostarczał je właśnie Yang. Towar był składowany na zapleczu jej restauracji w Kariakoo, gęsto zabudowanej i tłocznej dzielnicy handlowej, położonej niedaleko portu. Z tego ostatniego do Chin odpływały statki z ładunkiem strzykw (zwierzęta morskie, w tradycyjnej medycynie Państwa Środka stosowane jako środek na bóle stawów), wśród których miano ukrywać kły. Według śledczych Yang miała nie tylko pośredniczyć w przemycie, ale też współfinansować zorganizowane grupy kłusowników. Prokuratura uważa, że mogła prowadzić swoją nielegalną działalność już pod początku lat 90., ale ostatecznie oskarża ją o wyekspediowanie z Tanzanii pomiędzy 2000 a 2014 rokiem ponad 750 słonich kłów.

Yang, uprzedzona przez wpływowych znajomych, że atmosfera wokół niej się zagęszcza, wyjechała do Ugandy, ale przed dwoma tygodniami po cichu wróciła do Dar es Salaam. Po donosie policja otoczyła jej dom i przez siedem godzin czekała aż kobieta pojawi się na ulicy – ta zorientowała się jednak w sytuacji, wymknęła się wyjściem służbowym i próbowała uciekać samochodem, została jednak zatrzymana po krótkim pościgu. Jej zatrzymanie to już drugi wielki sukces tanzańskich mundurowych w walce z nielegalnym przemytem kości słoniowej: w grudniu ujęli też bowiem Feisala Aliego Mohammeda, kenijskiego sponsora kłusowników, który był jednym z dziewięciu mężczyzn na opracowanej przez Interpol liście ściganych za zbrodnie przeciwko środowisku. A w dodatku na tydzień przed aresztowaniem Yang, przed tym samym w sądem w Dar es Salaam, gdzie odbędzie się jej proces, własnych zarzutów wysłuchała Li Ling Ling, inna Chinka także oskarżana o przemyt kości słoniowej (tym razem do Szwajcarii).

Ściganie ludzi pokroju Yang to dziś prawdziwa walka o przetrwanie słoni afrykańskich: ostatnie kilka lat to dla nich najgorszy okres w historii. Według oficjalnych rządowych statystyk, tylko w samej Tanzanii pomiędzy 2009 a 2014 rokiem ich liczba zmniejszyła się ze 109 tys. do zaledwie 43 tys. W Mozambiku w tym samym czasie ubyło 10 tys. tych ssaków, czyli połowa ich populacji w tym kraju. Ogólnie w całej afryce w ciągu ostatniej dekady ubyło aż 60 proc. słoni, a organizacje ekologiczne opierając się na danych policyjnych szacują, że obecnie co kwadrans jest zabijany kolejny z tych ssaków – w tym tempie całkowicie wyginą one do 2030 roku.

Za taki stan rzeczy odpowiedzialne są Chiny, gdzie wyroby z kości słoniowej są symbolem wysokiego statusu społecznego. Tymczasem w błyskawicznie rozwijającym się Państwie Środka od dwóch lat mieszka druga największa (po Stanach Zjednoczonych) liczba milionerów na świecie, którzy są gotowi wydawać coraz więcej na luksusy. Dlatego cena kości słoniowej jest tam dziś aż 45 razy wyższa niż przed dwoma dekadami i trzykrotnie wyższa niż jeszcze w roku 2010: za kilogram trzeba wyłożyć równowartość 8 tys. złotych. Kłusownictwo stało się więc opłacalne jak nigdy i nic dziwnego, że połowa światowego przemytu kłów trafia właśnie do Chin.

Oficjalnie Pekin stara się zwalczać ten problem, w lutym władze wprowadziły nawet roczne embargo na import kości słoniowej z Afryki. Ale przykład idzie z góry: media w Tanzanii przypominają, że podczas oficjalnej wizyty Xi Jinpinga w 2013 r. jego świta nakupiła tyle towaru na czarnym rynku, że jego cena w ciągu paru godzin się podwoiła. Kły wywieziono potem samolotem Przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej. Jego samego będzie jednak miejscowej policji trudniej aresztować niż Yang.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

2 odpowiedzi

Możliwość komentowania została wyłączona.