Pogoda była fatalna, widoczność praktycznie zerowa, piloci Tupolewa musieli lądować na czuja. Zahaczyli o drzewo. W katastrofie zginął prezydent i elita sceny politycznej. Rola Rosjan jest niejasna. Rodzina i byli współpracownicy prezydenta mówią o zamachu. Według raportu komisji zorganizowanej przez wrogiego sąsiada – na którego terytorium rozbił się samolot – maszyna była sprawna, a winę ponosi załoga, która nie zachowała procedur bezpieczeństwa, zignorowała ostrzeżenia o zbliżaniu się do ziemi i zdecydowała o lądowaniu mimo braku widoczności.

Teraz sprawa wraca na wokandę – południowoafrykańska policja znów bada katastrofę, w której trzy dekady temu zginął Samora Machel, przywódca sąsiedniego Mozambiku.

WrakCzy leci z nami pilot? (Fot. John McGarvey/Flickr)

Kapitan Paul Ramaloko, rzecznik prasowy „Jastrzębi” – elitarnej jednostki policyjnej prowadzącej najtrudniejsze śledztwa – odmówił podania szczegółów, ale w zeszłym tygodniu przyznał lokalnej prasie, że funkcjonariusze ponownie pracują nad sprawą sprzed lat. Wieści zbiegły się w czasie z informacjami o hospitalizowaniu Nelsona Mandeli, więc w Internecie pojawiły pół-żartobliwe komentarze, że RPA ściga się z czasem: umierający były prezydent od lat ma bardzo osobiste powody, żeby rozwiać wszelkie wątpliwości wokół śmierci swojego kolegi.

W 1986 r. Mandela wciąż siedział w więzieniu, Afrykański Kongres Narodowy był nielegalny, a jego działacze ścigani przez prawo. Schronienie znajdowali w sąsiednim Mozambiku, który – sam niepodległy od kilku lat – wspierał wszystkie ruchy wyzwoleńcze w okolicy. Równocześnie zmagając się z własną zbrojną opozycją, finansowaną przez RPA: dla Pretorii, Samora Machel był wrogiem numer jeden.

19 października 1986 r., prezydent Mozambiku udawał się do Zambii na spotkanie z innymi weteranami wojen o niepodległość. W obie strony leciał radzieckim Tupolewem pilotowanym przez Rosjan. Machel, zdecydowany marksista, od razu po przejęciu władzy zawiązał sojusz ze Związkiem Radzieckim – innego wyjścia w zasadzie nie miał, masowa emigracja Portugalczyków doprowadziła ich dawną kolonię do zapaści gospodarczej, kraj zaczęła więc utrzymywać Moskwa. Samolot został zbudowany w Rosji specjalnie dla Mozambiku, trzy lata przed lotem do Zambii przeszedł gruntowny przegląd techniczny, załoga miała doświadczenie w lataniu nad tą częścią Afryki.

0 21:21 maszyna zniknęła z radarów.

Znaleziono ją następnego dnia w trudno dostępnej części RPA, tuż przy granicy z Mozambikiem. Szczątki rozbitego Tupolewa ciągnęły się przez ponad 800 metrów, zginęli wszyscy członkowie załogi poza mechanikiem pokładowym, oraz 26 z 35 pasażerów, w tym Fernando Honwana uważany za „numer dwa” po prezydencie.

Maputo i Moskwa (do której formalnie należał samolot) odmówiły udziału w zorganizowanej przez Pretorię komisji śledczej. Ta winą obciążyła radziecką załogę, która miała być rzekomo podpita i podjęła się lądowania mimo braku właściwej nawigacji, oraz przy zerowej widoczności. Ostatni obraz z czarnych skrzynek to klnący siarczyście kapitan, który obniża lot pomimo alarmu systemu ostrzegającego o zbliżaniu się do ziemi. Tupolew rozbił się tuż po zahaczeniu lewym skrzydłem o drzewo.

W taką wersję od samego początku nie dawali wiary przyjaciele i współpracownicy Machela. Chociaż samolot spadł 65 km na zachód od stolicy Mozambiku, nagrania są dowodem, że załoga do samego końca była przekonana, że jest już nad lotniskiem w Maputo. Wśród zwolenników teorii o zamachu od lat krąży więc koncepcja, że podczas feralnego lotu południowoafrykańskie służby specjalne zakłóciły sygnały z radiolatarni w miejscu katastrofy i specjalnie sprowadziły samolot na fałszywy kurs. Jacinto Veloso – weteran wojny o niepodległość i późniejszy szef mozambickiego wywiadu – w wydanych kilka lat temu wspomnieniach sugeruje, że Pretoria działała w zmowie z Moskwą, z którą Machelowi miało być coraz bardziej nie po drodze.

W 2001 r., sześć lat po upadku apartheidu, specjalne śledztwo w tej sprawie przeprowadziła południowoafrykańska Komisja Prawdy i Pojednania. Chociaż nie zeznawał przed nią żaden ekspert lotniczy, to dochodzenie zyskało rozgłos, bo jednym ze świadków była Graça Machel, wdowa po prezydencie Mozambiku, oraz… obecna żona Nelsona Mandeli. Legendarny polityk w ostatnim roku sprawowania urzędu odwiedził miejsce wypadku, gdzie publicznie oświadczył: „To bolesne, że nasza misja wyjaśnienia przyczyn katastrofy pozostaje niedokończona”. Więc, być może, południowoafrykańska policja próbuje właśnie rozwiać smutek Mandeli jeszcze przed jego ewentualną śmiercią.

Pewne jest tylko jedno: wrak nigdy nie wróci do Mozambiku. Już dawno trafił na złomowisko.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

Jedna odpowiedź

Możliwość komentowania została wyłączona.