Wyspy Cooka są tak senne, że do rangi przełomowego wydarzenia urasta nawet kradzież. Jak w zeszłym roku, kiedy kraj doświadczył pierwszego w swojej historii napadu na bank. Informację odnotowały światowe media, chociaż trudno uznać wyczyn za spektakularny – włamywacze zwyczajnie przepiłowali jedyną kłódkę chroniącą drzwi.

Dlatego w przyszłym tygodniu, mieszkańcy archipelagu będą mieli okazję poczuć się jakby organizowali co najmniej Igrzyska Olimpijskie. W poniedziałek zaczyna się tu bowiem doroczne Forum Wysp Pacyfiku, na które zjedzie się ponad 500 dyplomatów z 57 krajów, choć Wyspy Cooka utrzymują stosunki dyplomatyczne zaledwie z połową z nich.

Największe emocje udzielają się przede wszystkim władzom. Głównie dlatego, że nie mają samochodów do obsłużenia gości. I starają się je teraz gorączkowo wypożyczyć.

RarotongaDział Zagraniczny proponuje amerykańskiej dyplomacji upierać się przy drugim pojeździe od lewej (Fot. davehighbury/Flickr)

Rarotonga, główna wyspa archipelagu, to miniaturka zagubiona na Oceanie Spokojnym. Ma tylko 67 km kwadratowych powierzchni i jedną, obiegającą je po okręgu drogę, liczącą w sumie 29 km długości. Nic dziwnego, że państwowa flota motoryzacyjna, to zaledwie trzy niewielkie terenówki. Jeżeli jakieś miejsce jest dla nich niedostępne – np. w środku lądu, gdzie dominuje górzyste ukształtowanie – to w krótkim czasie można się tam dostać na piechotę.

To ostatnie tłumaczenie najwyraźniej nie zadowala jednak Amerykanów, którzy zażądali od gospodarzy co najmniej trzykrotnie większej liczby pojazdów.

Ocean Spokojny od dłuższego czasu zaczyna być postrzegany jako nowe centrum światowej polityki. Dla Chin jest to naturalny kierunek ekspansji. Azjatycki gigant jest już największym partnerem handlowym Peru, które opiera swój eksport na Pacyfiku. Brazylia kładzie transkontynentalną autostradę, która ma jej towarom otworzyć krótszą drogę do Państwa Środka. Na tutejszych wodach aktywizują się Indie i Australia. Stany Zjednoczone nie chcą zostawać w tyle.

USA postanowiły bronić swoich strategicznych interesów w regionie, wysyłając na poniedziałkowy szczyt samą szefową dyplomacji, Hillary Clinton. Dla Wysp Cooka to wydarzenie naprawdę historyczne. Ostatni raz, polityk tej rangi odwiedził je cztery dekady temu – wówczas też była to kobieta, do dziś oficjalnie sprawująca władzę na archipelagu królowa Elżbieta II.

Nic dziwnego, że miejscowa administracja gimnastykuje się, jak może, chociaż spełnienie wymaganych przez Amerykanów warunków, wcale nie jest takie łatwe.

Władze musiały pożyczyć siedem prywatnych samochodów od lokalnych mieszkańców. Brakuje zawodowych kierowców na państwowych posadach, więc do przewożenia dyplomatów są od miesiąca szkoleni wolontariusze, którzy w ramach przygotowań jeżdżą w tę i z powrotem po jedynej szosie na wyspie. Pozostali obywatele zostali pouczeni, że w razie napotkania zbliżającej się kawalkady, mają zjechać na pobocze i nie ruszać z miejsca, dopóki delegacja się nie oddali. Wyprzedzanie jest surowo wzbronione.

Dość niespodziewanie, problemem okazały się też rozmiary. Amerykańscy dyplomaci zażądali dużych, masywnych terenówek. Tymczasem na Rarotonga jeździ się tylko małymi i tanimi suzuki, ewentualnie toyotami. Zmniejszona musiała też zostać towarzysząca pani Clinton świta, na ogół licząca ponad 90 osób – chociaż Wyspy Cooka żyją z turystyki, to w stolicy brakuje pokoi o niezbędnym standardzie, by pomieścić wszystkich zapowiedzianych gości.

Wreszcie, drażliwa jest także kwestia bezpieczeństwa, bowiem władze zapowiedziały, że broń towarzyszących oficjelom ochroniarzy, będzie konfiskowana od razu na lotnisku. O ich zdrowie mają zadbać między innymi posiłki z Nowej Zelandii.

Wyspy Cooka są od większego sąsiada uzależnione. Nie posiadają praktycznie żadnych dóbr naturalnych, nie mają przemysłu, ani rozbudowanych kontaktów handlowych. Nękają je tropikalne sztormy o dewastującej dla małego kraju sile. Przy życiu podtrzymuje go właśnie Nowa Zelandia, z którą pozostaje w wolnym stowarzyszeniu. Choć teoretycznie samorządny, to za jego politykę zagraniczną i obronną odpowiada właśnie Wellington. W Nowej Zelandii mieszka obecnie dwa razy więcej imigrantów z Wysp Cooka, niż w ojczyźnie.

Przed szczytem, na Rarotonga została wysłana kilkuosobowa ekipa z jednostki specjalnej, zajmującej się między innymi wykrywaniem bomb. Wszyscy jej członkowie zostali zaprzysiężeni jako tymczasowi funkcjonariusze Wysp Cooka.

Ostatecznie, w przyszłym tygodniu może się okazać, że cała para poszła w gwizdek. Stany, jak dotąd, wciąż nie potwierdziły oficjalnie, że Hillary Clinton na szczyt przybędzie. Byłby to jednak duży błąd i oddanie pola największemu rywalowi na tej arenie – Chinom. Pekin jest na Pacyfiku obecny dyplomatycznie i finansowo: na Wyspach Cooka wybudował między innymi komendę główną policji. Jego delegacja nie przejmuje się więc bezpieczeństwem. Ani wielkością terenówek.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

13 odpowiedzi

  1. tekst jak zwykle fantastyczny, ale „a jego politykę zagraniczną i obronną odpowiada właśnie Auckland”, czy nie powinno być Wellington jednak?

  2. Uuu… Wtopa sto. Tak to bywa, jak się robi kilka rzeczy równocześnie.

    Dzięki za uwagę, poprawione.

  3. Ta…. reprezentacja USA jak zwykle niezorientowana, niedouczona i majaca ządania z ksiezyca…

  4. Kolega Omnipotent pisze tu komentarze tylko dla wlasnej promocji … troche zenujace to jest !

  5. kolega Ominpotent przynajmniej ma tyle jaj, żeby się z tym nie kryć

  6. „moszna godna Conana” – +1 🙂
    Jak mozna sie kryć z własną promocją ? Ma dawać niewidzialne linki ?

  7. Za późno. My już z Ciemnym jesteśmy ustawieni na Vanuatu.

Możliwość komentowania została wyłączona.