Ułan Bator to miejsce dość niezwykłe. Aż co trzeci Mongoł mieszka w tej zaledwie milionowej metropolii, gdzie socjalistyczne bloki z wielkiej płyty sąsiadują z o wiele liczniejszymi jurtami. Tradycyjne koczownicze namioty rozlewają się szeroko po obrzeżach miasta, ale także niecały kwadrans spacerkiem od parlamentu. Ostatnio jednak, mongolska stolica coraz bardziej przypomina wielki plac budowy, gdzie w pocie czoła wznosi się budynki o podwyższonym standardzie. W tym roku swoje drzwi przed gośćmi otworzyły między innymi takie hotele jak Hyatt czy Radisson.

Z ich oferty korzystają jednak nie zwykli turyści, tylko biznesmeni, którzy stoją za ubiegłorocznym cudem Mongolii: najwyższym wzroście gospodarczym na świecie. Co dla ojczyzny Czyngis-chana jest zarazem powodem do euforii, jak i bólu głowy.

Jeździec w MongoliiDziś pastwisko, jutro ściernisko (Fot. muskva/Flickr)

Mongolia od lay była magnesem dla turystów poszukujących odmiennych wrażeń, niż wczasy all inclusive w Egipcie. Kraj wielkości mniej więcej Europy Zachodniej, zamieszkany przez 3 mln ludzi z nieskażonym przemysłem środowiskiem naturalnym i wyjątkowo przystępnymi cenami, oferuje obockrajowcom długie wyprawy konne z noclegami w jurtach, strzelanie z łuku, uczestnictwo w słynnych polowaniach z orłami, czy chociaż kibicowanie tradycyjnym zapaśnikom. Chętnych nigdy nie brakowało. Według oficjalnych danych, w ubiegłym roku Mongolia wydała gościom 457 tys. wiz turystycznych.

Tyle, że zdaniem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tylko co piąty z nich przyjechał naprawdę podziwiać widoki. Resztę przyciągnęły pieniądze leżące na ulicy. A dokłanie: pod nią.

Według danych Resource Investment Capital, firmy konsultingowej z Ułan Bator, turystyka, niegdyś jedna z głównych gałęzi miejscowej gospodarki, stanowi dziś zaledwie 10 proc. PKB i wciąż spada. Tymczasem, górnictwo osiąga już 30 proc. i nie przestaje rosnąć. Szacowane złoża węgla, miedzi i złota są tak ogromne, że międzynarodowe korporacje biorą Mongolię za nowe Eldorado. Wartość zagranicznych inwestycji przekracza 5 mld dolarów, a wydobycie idzie pełną parą.

Efekt to ubiegłoroczny 17-procentowy wzrost gospodarczy, najwyższy na świecie, a według analityków nie przestanie być dwucyfrowy przez całą następną dekadę. W stolicy można więc już oglądać Ferrari sunące po asfalcie pamiętającym Związek Radziecki, albo robić zakupy w butiku Louis Vuitton nieopodal parlamentu.

Los na loterii wygrało jednak niewielu.

Co trzeci Mongoł wciąż żyje poniżej granicy ubóstwa. Koczownicy, którym przez ciężkie zimy padają całe stada zwierząt, ciągną do Ułan Bator, gdzie powiększają dzielnice jurt bez prądu czy bieżącej wody i najmują się do najprostszych i najgorzej opłacanych zajęć. Lepiej wykwalifikowani porzucają swoje dotychczasowe zawody, żeby robić karierę w bardziej opłacalnym górnictwie. Rośnie bezrobocie. Do góry idą ceny transportu. Zwiększa się także inflacja. I korupcja – w rankingu Transparency International za tak opiewany ubiegły rok, Mongolia zajmuje dopiero 120. miejsce.

Pieniądze ze złóż wykolejają też miejscową politykę, dotychczasowe źródło dumy mieszkańców.

Wciśnięta pomiędzy Rosję i Chiny Mongolia, chwaliła się jako oaza demokracji na autorytarnej pustyni. Od upadku komunizmu w 1990 r., w kraju odbywały się kolejne wybory uznawane powszechnie za wolne i uczciwe, a w dodatku cieszące się zaskakująco wysoką frekwencją. W tak rzadko zaludnionym państwie, gdzie duża część ludności prowadzi koczownicy tryb życia, 70-procentowa frekwencja sprzed czterech lat musi budzić szacunek.

Mimo to, to właśnie tamto głosowanie położyło się cieniem na reputacji mongolskiej demokracji. Opozycja oskarżyła rząd o fałszerstwa, w stolicy zebrało się kilkadziesiąt tysięcy protestantów. Doszło do zamieszek, podpaleń i kradzieży. Siły porządkowe odpowiedziały twardo – pięć osób straciło życie, setki innych trafiły do aresztu, w Ułan Bator wprowadzono stan wyjątkowy.

W tym roku, atmosferę przed czerwcowymi wyborami podgrzało oskarżenie Nambaryna Enchbajara, prezydenta w latach 2000-2004, o korupcję. Po tym, jak jego uzbrojeni ochroniarze odmówili wydania swojego szefa niewielkiej delegacji policjantów, po byłą głowę państwa wpadło do jego domu kilkuset policjantów, w tym członkowie oddziałów specjalnych. Enchbajar urządził ze swojego uwięzienia spektakl medialny, skarżąc się w telewizji na swoją i tak dość luksusową celę, prowadząc strajk głodowy i wdając się w bójki ze strażnikami. Dwa tygodnie temu, sąd skazał go na 4 lata więzienia.

Chociaż społeczeństwo podzieliło się na tych, którzy wierzą w jego winę, oraz takich, którzy uważają, że został wrobiony, to co do skorumpowania swojej klasy rządzącej, Mongołowie nie mają najmniejszych wątpliwości. W sondażu Sumati Luvsandendev, wiodącego ośrodka badań opinii publicznej, aż 90 proc. respondentów uznało, że politycy dostają specjalne gratyfikacje w zamian za koncesje wydobywcze dla międzynarodowych korporacji. Od swojego powstania przed sześciu laty, lokalny odpowiednik polskiego CBA zdołał zebrać dowody obciążające aż 600 urzędników państwowych.

A im więcej wątpliwości, co do uczciwości polityków, tym więcej pretensji do Chińczyków. Czasem otwarcie rasistowskich, jak na poniższym teledysku:

To jeden z najpopularniejszych teledysków na mongolskim YouTubie. Gee, Enfant terrible miejscowej sceny rapowej, rzuca w nim rasistowskimi obelgami pod adresem Chińczyków, grozi, że ich pozarzyna, a wraz z nimi ich lokalnych sługusów, którzy oddają obcym krajowe bogactwa. Wokalista, który ma pod okiem wytatułowane „Mongolia”, odmawia im zresztą prawa do nazywania się „prawdziwymi Mongołami”.

Więksi sąsiedzi mają w Mongolii wyjątkowo złą prasę. Chińscy nadzorcy kopalń są oskarżani o bicie i znęcanie się nad miejscowymi górnikami, płacenie zaniżonych stawek, albo w ogóle zabieranie wynagrodzenia. Warunki pracy są podobno słabe, w sztolniach dochodzi do zgonów pracowników, czym rząd w Ułan Bator ma się rzekomo niespecjalne przejmować.

Napięcia wywołuje też sytuacja w chińskiej prowincji Mongolia Wewnętrzna. Jak w zeszłym roku podawał Dział Zagraniczny, w regionie wybuchły zamieszki na tle rasowym – Mongołowie skarżyli się, że dominująca grupa Han ich lekceważy, wykorzystuje i kpi z prawa: sprawiedliwości unikali nawet sprawcy śmiertelnych wypadków.

Niedawno, Chińczycy próbowali też wrogiego przejęcia mongolskiego państwowego przedsiębiorstwa węglowego. Chociaż nie doszło ono do skutku, to mało kto ma wątpliwości, że będą do tego celu dążyć dalej.

Antychińskie nastroje to jednak igranie z ogniem. Ze wspominanych 457 tys. wiz turystycznych, a w rzeczywistości biznesowych, niemal połowa została wydana obywatelom Państwa Środka. 90 proc. całego eksportu Mongolii trafia właśnie tam. Mongołowie, czy im się to podoba, czy nie, są w tej chwili całkowicie uzależni od Chin. Jeżeli gospodarka większego sąsiada wpadnie w kłopoty, to ih własna także. Ułan Bator może też boleśnie odczuć ewentualną karę zirytowanego Pekinu.

Tymczasem, w cieniu rozwarstwienia społecznego, korupcji polityków i nienawiści do Chińczyków, umyka jeszcze inny problem, być może ważniejszy dla zagranicznych turystów, niż samych Mongołów.

Zagraniczne koncerny dostały bowiem koncesje wydobywcze na dziewiczych jak dotąd terenach. I tak, czynne kopalnie mogą się już wkrótce pojawić między innymi w, znanej ze swoich petroglifów dolinie Bichigt Khad, czy Kotlinie Darchadzkiej, zamieszkanej ponoć przez najpotężniejszych szamanów Mongolii.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

4 odpowiedzi

  1. Dziękuję za kolejny tekst, który przeczytałem z przyjemnością. Mongolia… chciałbym kiedyś się tam wybrać (na emeryturze, czyli za jakieś 40 lat :D). Nie śledzę informacji o tym kraju, ale nie sposób interesować się wszystkim. Naprawdę zaskoczyła mnie informacja o frekwencji na wyborach. W III RP chyba nigdy takiej nie mieliśmy. Wstyd, młoda demokracjo.
    I obywatelska korekta: „to ih własna także”. Powinno być „to ich własna także”.

  2. przyznam, że nie wiem jakie historycznie istotne tereny zajmą kopalnie, ale Eldorado mongolskie jest faktem. Nie wiem do końca, jak Chiny czy Rosja będą reagować na rozpychanie się gigantów górniczych na „ich” terenie, ale z pewnością przejdzie przez ten „maleńki” kraj tornado z ogromnymi pieniędzmi.. Z drugiej strony, nawet jak byłaby tam ropa, to wujaszek Obama nie da rady uratować tam demokracji i wolności koczowników – z jednej strony chiński smok z drugiej rosyjski niedźwiedź.
    Ciekawe jest też, że sytuacja tyle tysięcy kilometrów od nas może na nas wpływać: prezes JSW zaparł się, że nie obniży ceny węgla, pomimo pięciu milionów ton zapasów – a tu „puff” popyt spadł, bo Chiny mają zapas węgla od siebie, zaraz dostaną z Mongolii a ja mieszkam na wsi, jestem małym ludkiem w starciu tytanów i cieszę się, że cena węgla w zimie nie będzie rosła (oby 🙂 )

  3. No, niestety – do Andaluzji Duży Format nie dociera. Nie śledzę, nie wiedziałem, zwracam honor.

    Co do drugiego linka: lead had me at first sight.

    Nie wiem, jak tam ceny węgla w Polsce, ale tu, gdzie teraz mieszkam, w przyszłym miesiącu podnoszą VAT na w zasadzie wszystkie towary i usługi. Pal licho prąd, wodę i gaz, ale zdrożeją też usługi barmańskie. Gdzie ja śniadania będę jadał?

    Pzdr

Możliwość komentowania została wyłączona.