Hulk Hogan zmienia nazwisko na Patient Protection and Affordable Care Act, żeby uhonorować politycznego patrona. Gdy nie idzie mu podczas walki, na pomoc wzywa szamana, który czarną magią doprowadza jego przeciwnika do paniki i obłędu. A w czasie wolnym od sportu, ochrania prezydenta, bije opozycyjnych posłów i przewodzi uzbrojonym w maczety gangom nastolatków.

Mało prawdopodobny scenariusz? Nie w Demokratycznej Republice Konga. Wśród najpopularniejszych sportowców w tym kraju, są dający widowiskowy show i posługujący się magią zapaśnicy. Jedni grają dobrych bohaterów, a inni złoczyńców. Niestety, poza ringiem, niektórzy też przyjmują tę drugą rolę. I są wtedy dalecy od udawania.

Zapasy KinszasaW Kinszasie, zapaśnicy równie mocno dbają o siłę mięśni, co dobrą stylóweczkę (Fot. Spike and Jones/”Karibu ya bintou”)

Przez Kinszasę ciągnie parada. Na czele muzycy z instrumentami dętymi i bębniarze. Za nimi rozgorączkowany tłum, mnóstwo wrzeszczących dzieciaków. Setki kibiców wznosi okrzyki na cześć swoich idoli, którzy pozdrawiają ich z dachów wolno jadących furgonetek. To zapaśnicy, którzy za chwilę stoczą zapierający dech w piersiach pojedynek. W ruch idą pałki, deski i łańcuchy. Zawodnicy będą się bić, kopać, obalać, widowiskowo rzucać poza ring i skakać na przeciwnika z dużych wysokości. Niektórzy sięgną po czarną magię. Locango Ndoki jeszcze przed walką składa ofiarę swojemu fetyszowi. Six Bolites rzuca urok na innych zawodników, którzy w panice uciekają na drzewo, dopóki ktoś nie zdejmie czaru. A złowrogi Super Angaluma poświęca w trakcie pojedynku kurczaka, przez co jego przeciwnik pada nieprzytomny. Jednak nie na długo: zło nigdy nie może pokonać dobra. Heros podnosi się z ziemi i sprawiedliwość wygrywa. Tłum wiwatuje z radości.

Walki, tak jak używana w nich magia, są tylko na niby. Wynik jest znany od początku do końca. Ale kibicom to zupełnie nie przeszkadza. W Kinszasie, zapaśnicy są megagwiazdami.

Kongijski wrestling dzieli się na dwa rodzaje. W „tradycyjnym”, zawodnicy to prawdziwi atleci. Pojedynki są udawane, ale rzuty, obalenia, krew i akrobacje – już nie. Potężni mężczyźni w trykotach i maskach rodem z meksykańskiej lucha libre, codziennie wylewają hektolitry potu i trenują bez opamiętania, żeby potem móc w ringu wykonywać spektakularne akrobacje i choreografię niewykonalną dla kogoś, kto sport traktuje tylko rekreacyjnie. Zupełnie inne podejście mają zapaśnicy stylu „fetyszowego”. To już po prostu show czystej wody: magiczne rytuały, czary, uroki, talizmany i ofiary. Zawodnicy tej formuły nie muszą się ograniczać, piją alkohol i palą marihuanę. Nie muszą prezentować tak dobrej formy fizycznej, jak ich koledzy, muszą za to dać kibicom namiastkę niezwykłego.

Sportowcy są prawdziwymi gwiazdami. Ich wspólne cotygodniowe publiczne treningi ogląda nie mniej osób, niż późniejsze „oficjalne” pojedynki. Jako swoich ochroniarzy zatrudniają ich popularni artyści, celebryci, a nawet sam prezydent Joseph Kabila – wśród jego goryli jest między innymi popularny Etats-Unis. Politycy doskonale zdają sobie sprawę z wizerunkowego potencjału zapaśników i skrzętnie go wykorzystują. Czasem widać to w pseudonimach zawodników (jeden nazywa się np. Cinq Chantiers, tak jak szumie niegdyś zapowiadany rządowy projekt reform w szkolnictwie, infrastrukturze itd.). Inni nie szczędzą grosza na igrzyska – władze jednej z dzielnic stolicy uczciły pięćdziesięciolecie niepodległości właśnie organizując walkę zapaśników.

Niestety, są też i tacy politycy, którzy opłacają niektórych zapaśników, żeby ci wykorzystywali swoje mięśnie do zdecydowanie mniej eleganckich celów.

„Kuluna” nie jest rdzennie kongijskim słowem. Pochodzi z portugalskiego, który jest językiem urzędowym w sąsiedniej Angoli. Przed laty, zwłaszcza gdy jeszcze trwała tam wojna domowa, przestępczy z Demokratycznej Republiki Konga jeździli tam po diamenty, które przemycali później na handel do Kinszasy. Razem z łupem, przywieźli też i słowo. „Kuluna” znaczy więc „kolumna”. I to nie w sensie architektonicznym, tylko wojskowym. W stolicy Konga, to określenie nabrało szczególnie złowieszczego znaczenia.

Tak więc, kuluna to uzbrojona po zęby, niebezpieczna banda. Wymachujące maczetami wyrostki terroryzują miasto, pojawiając się znikąd na uczęszczanych drogach, rabując przechodniów i handlarzy. Kto się opiera i nie chce oddać pieniędzy, ten jest brutalnie bity i szlachtowany. Często ze skutkiem śmiertelnym.

Gangi nie działają w całej Kinszasie, trzymając się swoich dzielnic. Najgorzej jest w Kalamu, nieopodal dwóch ważnych stadionów. Na Tata Raphaël, w 1974 r. rozegrał się legendarny bokserski pojedynek pomiędzy Muhammedem Aliem a George’em Foremanem (wtedy arena nazywała się jeszcze Roi Baudouin). Na drugim – Stade des Martyrs – co jakiś czas odbywają się pokazy zapasów. Na widowni zawsze jest jakaś kuluna. Nic dziwnego: wielu z band, patronują znani sportowcy.

Reporterzy dokumentalnego programu telewizyjnego „Unreported World” (nadawanego na brytyjskim Channel 4) pojechali niedawno do Demokratycznej Republiki Konga sprawdzić zarzuty, jakoby zapaśnicy byli zamieszani w prześladowanie tamtejszej opozycji. Na miejscu, wywiadu udziela im Nanga Steve, jedna z największych lokalnych gwiazd tego sportu. Zawodnik tłumaczy swojemu rozmówcy, że tylko niewielu szczęśliwców cieszy się tak dużym powodzeniem, dzięki któremu mogą żyć ze swojej pasji. Inni muszą desperacko szukać sposobów na zarobienie pieniędzy, a droga przestępstwa wydaje im się wtedy bardzo kusząca. Później, jego słowa potwierdzi inny weteran ringów – Armand Lingomo.

Następnego dnia, reporter Seyi Rhodes udaje się na spotkanie do parlamentu. Po drodze, chce obejrzeć zapowiadany protest opozycji, ale na miejscu nie ma żadnych tłumów. Wtedy zwraca się do niego jeden z przechodniów, który twierdzi, że ludzie zebrali się wcześniej, ale rozgoniła ich nasłana przez rządowych polityków kuluna. Pytany o to później miejscowy poseł zaprzeczy, ale w ciągu następnych dni, Rhodes dociera do niepokojących faktów.

Kamerzysta miejscowej telewizji, pokazuje mu nagranie, które zarejestrował w parlamencie podczas debaty konstytucyjnej. Widać na nim, jak opozycyjni politycy próbują się dostać na mównicę, ale dostęp do niej blokują rośli mężczyźni – jak twierdzi operator, wynajęci zapaśnicy. Na wideo widać, jak popychają posłów.

Wreszcie, Rhodes trafia na człowieka, którego szukał. Fabrice Shungu to były zapaśnik, bardziej znany jako King Zombie. Swój czas dzieli między Kinszasę, a Johannesburg, gdzie zamieszkuje w zdominowanym przez kongijskich imigrantów Yeoville. Jest tam przewodniczącym stowarzyszenia „Przyjaciele Josepha Kabili” i wzbudza wielkie kontrowersje wśród bardzo opozycyjnie nastawionej społeczności. Tamtejszy tygodnik „Mail & Guardian” opisywał, jak w listopadzie zeszłego roku, po wyborach prezydenckich w DRK, których uczciwość jest mocno wątpliwa, w Yeoville wybuchły protesty przeciwko rzekomym fałszerstwom Kabili. Do akcji wkroczyła południowoafrykańska policja, która aresztowała kilkadziesiąt osób za zakłócanie publicznego porządku. Jak ujawniła gazeta, wszyscy zatrzymani byli wcześniej wytypowani osobiście przez współpracującego z policją Shungu. Sąd zwolnił ich później bez postawienia zarzutów.

W ojczyźnie, Zombie mieszka w okazałej posiadłości, położonej tuż koło parlamentu. Ale jego „królestwo”, jak sam je nazywa, znajduje się w jednej z najbiedniejszych dzielnic Kinszasy. Shungu zabiera tam ekipę „Unreported World” i bez żenady wręcza przed kamerą gruby plik banknotów grupie wyrostków, o których mówi wprost, że to kuluna.

– Ale to nie kryminaliści – zapewnia, żeby po chwili dodać – Ten nie jest za silny, ale jak mu dasz maczetę, to już będzie.

Rhodes pyta go otwarcie, czy zarzuty, że wysługuje się rządzącym politykom przy pomocy kontrolowanego przez siebie gangu, są prawdziwe.

– Nikt nie ma na to dowodów – odpowiada Zombie – Nasza opozycja zawsze kłamie. Zombie jest Kongijczykiem na sto procent, kocha swój kraj, kocha swojego prezydenta! – przekonuje żarliwie, jakby to był ostateczny argument w dyskusji.

Tymczasem, na kolejny pokaz wrestlingu znów walą tłumy. Ci ludzie nie przychodzą tu debatować o polityce, tylko odpocząć od trudów codziennego dnia i dać się oczarować. A zapaśnicy im to zapewnią. Przy pomocy magii, lub bez.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

5 odpowiedzi

  1. Bardzo ciekawy, acz smutny artykuł. Jak widać, nic się nie zmieniło od czasów wizyt R. Kapuścińskiego. Gangi, morderstwa, bieda… To przykre.

  2. Nie umiera. Byłem w szpitalu, nie mogłem pisać.

Możliwość komentowania została wyłączona.