Leblon, najdroższa i najbardziej ekskluzywna dzielnica Rio de Janeiro, to finansowa pierwsza liga. Tylko ta część miasta co roku wypracowuje PKB równe całemu Urugwajowi. W Jardins, równie ekskluzywnej części São Paulo, wynajem mieszkania kosztuje tysiące dolarów, a chętni i tak ustawiają się w kolejkach. Nic dziwnego: w stolicy brazylijskiej gospodarki, menadżerowie mogą dziś zarobić więcej niż w Nowym Jorku, Londynie czy Hong Kongu.

Latynoski moloch właśnie wyprzedził Wielką Brytanię i stał się szóstą największą gospodarką świata. O tym, jak na boomie korzystają zarówno wielka burżuazja, jak i miliony Brazylijczyków, którzy dopiero co awansowali do klasy średniej, pisaliśmy z Jędrzejem Winieckim w artykule, który ukazał się dwa tygodnie temu w „Polityce”, a teraz jest już dostępny na stronach internetowych tygodnika.

W tekście zabrakło tylko miejsca na opisanie jeszcze jednego finansowego fenomenu Brazylii: że chociaż to znajdujące się w ekskluzywnych dzielnicach i projektowane przez sławnych architektów mieszkania sprzedają się za grube miliony, to ceny nieruchomości rosną najszybciej w miejscach, po których nikt by się tego nie spodziewał. W favelach.

Polityka-Brazylia

W ciągu ostatnich kilku lat, ceny domów poszły do góry w całej Brazylii. W Leblon metr kwadratowy kosztuje już tyle samo co na nowojorskiej Piątej Alei. Wzrost kosztów nigdzie nie jest jednak tak widoczny, jak w slumsach. Według listopadowego badania Fundacji Getúlio Vargasa, wysokość opłat za wynajem wzrasta w favelach o 6,8 proc. szybciej, niż w innych częściach miasta. Korzystają też ich sąsiedzi – granicząca z kilkoma dzielnicami nędzy Tijuca może się pochwalić aż o 70 proc. droższymi nieruchomościami, niż jeszcze trzy lata wcześniej.

Wszystko z powodu prowadzonego od trzech lat programu wypychania ze slumsów niesławnych gangów narkotykowych. Po tym, jak z dotychczasowych siedzib wykurzą ich jednostki szturmowe BOPE, na miejsce wchodzą funkcjonariusze UPP, tak zwanej „policji pokojowej”. Przeszkoleni na specjalnych kursach prowadzonych przez psychologów i socjologów, mają odbudować z mieszkańcach zaufanie do państwa, które ich wcześniej porzuciło. Na razie się udaje – do żadnej z opanowanych do tej pory dzielnic, jak na razie gangsterzy nie wrócili.

W chwili obecnej, policja ma pod kontrolą kilkanaście favel. Władze zapowiadają, że w sumie opanują 40 z nich do 2014 r. Data jest nieprzypadkowa: Brazylia będzie wtedy gospodarzem Mistrzostw Świata w piłce nożnej. To, które slumsy zostaną odbite, również nie jest ustalane na chybił-trafił i wyjaśnia skąd ten wzrost cen.

Choć w Rio de Janeiro jest ponad tysiąc większych i mniejszych favel, to program UPP bierze pod uwagę te, które sąsiadują z obiektami sportowymi (np. stadionem Maracanã, zwanym “katedrą futbolu”), albo dzielnicami atrakcyjnymi turystycznie. São Conrado na południu miasta, leży tuż koło Rocinhii, największego slumsu Ameryki Łacińskiej. Do tej pory, tutejszych mieszkańców od czasu do czasu nękały zbłąkane kule z wymiany ognia między różnymi gangsterami. Ale w listopadzie, policja z hukiem zajęła favelę i stowarzyszenie handlarzy nieruchomościami Ademi-RJ szacuje, że ceny w São Conrado mogą skoczyć nawet o 100 proc. w górę.

Kiedy dzielnice objęte działaniami UPP zostaną uznane za bezpieczne, okazują się idealnymi celami dla nowej klasy średniej. Położone na wzgórzach, oferują fantastyczne widoki na miasto, a mimo sąsiedztwa z ekskluzywnymi adresami i już rosnących cen, czynsze wciąż są tu bardzo przyjazne – według wspomnianego już wcześniej badania Fundacji Getúlio Vargasa, wynajęcie mieszkania w faveli jest wciąż o jedną czwartą tańsze, niż tuż za jej granicami. Nic dziwnego, że w innym sondażu, przeprowadzonym na zlecenie Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju, aż 70 proc. młodzieży do 25 roku życia odpowiedziało, że chciałoby się przeprowadzić do takiej dzielnicy.

Muszą się spieszyć, bo już za chwilę niektóre z nich mogą bezpowrotnie zniknąć.

Rio-favelaWarto dbać o swoje domy w faveli, bo już niedługo będzie można na nich sporo zarobić (Fot. Arcady Genkin/Flickr)

W Vila Autódromo mieszkają 4 tys. ludzi, a duża część z nich od miesięcy nie robi niczego innego, tylko pisze skargi i odwołania do kolejnych sądów. Chociaż favela istnieje w tym miejscu od wielu lat, a na jej ulicach zdążyło się wychować kilka pokoleń mieszkańców, to władze Rio chcą wszystko zburzyć i zastąpić wioską olimpijską, która będzie służyć sportowcom na Igrzyskach w 2016 r.

Dzielnica jest tylko jedną z wielu przewidzianych do zniszczenia. Według próbujących im zapobiec aktywistów, przymusowymi eksmisjami jest zagrożonych w sumie 170 tys. osób. Niektórzy już stracili dach na głowami: favela Metrô, leżąca właśnie koło stadionu Maracanã, została rozjechana przez buldożery.

Projekty budowlane na Mundial i Igrzyska Olimpijskiej, wzbudzają wielkie kontrowersje, bo przypominają wydarzenia z przełomu lat 60. i 70., kiedy zlikwidowano ostatnie favele leżące tuż nad wybrzeżem Atlantyku, a ich mieszkańców przymusowo skierowano do Miasta Boga, uwiecznionego w słynnym filmie o tym samym tytule. Chociaż dziś władze zapewniają, że eksmisje przeprowadzane są tylko w tych przypadkach, kiedy to niezbędne dla rozbudowy miejskiej infrastruktury, oraz że wyrzucani z domów dostaną w zamian solidne wynagrodzenie, to rzeczywistość okazuje się być dużo brutalniejsza.

Lokalne media donoszą o ludziach, którzy dowiadują się, że ich mieszkania są przeznaczone do wyburzenia, dopiero kiedy nad ranem zobaczą odpowiednie oznaczenia wymalowane na ich ścianach, jak to miało miejsce w Manaus. Dziennikarze ujawniają też korupcję, która spowija całe przedsięwzięcie. Władze Rio zapłaciły dwóm firmom deweloperskim ponad 10 mln dolarów za przesiedlenie mieszkańców Vila Autódromo. Jak odkryli miejscowi reporterzy, są to akurat te same przedsiębiorstwa, które bardzo hojnie wspierały kampanię wyborczą Eduardo Paesa, obecnego burmistrza miasta.

Ci, którzy w porę orientują się o planach przesiedlenia, walczą o swoje. Niektórzy, jak mieszkańcy Vila Autódromo, w sądach. Inni, jak w São José dos Campos, przy użyciu pałek – w styczniu doszło tam do brutalnych starć między eksmitowanymi, a siłami bezpieczeństwa.

To problem poważniejszy, niż się wydaje, bo eksmitowani muszą gdzieś pójść, a jak piszemy z Jędrzejem w artykule dla „Polityki”, w favelach mieszka dziś 11,5 mln osób – to prawie trzy razy więcej, niż 20 lat temu. Przymusowe wyburzenia tej liczby nie zmniejszą, a do czego prowadzi nagły napływ ludności do dzielnic, którymi nikt się nie interesuje, doskonale widać we wspomnianym już „Mieście Boga”. Być może władze kilku brazylijskich miast powinny sobie to dzieło odświeżyć.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

4 odpowiedzi

  1. Cieszy mnie dobra kondycja gospdoarcza Brazylii i coraz lepsza Ameryki Łacińskiej. Ale jeżeli ziemia była państwowa, należała do miasta, gminy, etc. a nie do prywatnych właścicieli, to mieszkańcy fawel powinni otrzymać ją na własność!

  2. Przypomina to sytuację w naszym kraju, po przyjęciu specustawy. Gdy przemawia za tym interes społeczny, najpierw się wysiedla (pomimo wniesienia odwołania), a później można zarządać odszkodowania. Co zrobić między eksmisją, a wypłatą odszkodowania – o tym posłowie nie pomyśleli. W takiej sytuacji są m.in. mieszkańcy okolic ulicy Marsa i Płowieckiej w Warszawie, gdzie z racji budowy obwodnicy zastosowano przepisy owej specustawy.
    Jest jeszcze druga ustawa uprawniająca do przejęcia nieruchomości przez prywatne firmy na identycznej zasadzie, na jakiej opierają się m.in. samorządy – teren jest potrzebny firmie wydobywczej – uwłaszczenie i prawo do odszkodowania.
    Ale Polskiego widza/czytelnika to nie interesuje.

  3. To prawda.

    Pierwszy przypadek miał nawet miejsce w mojej rodzinie – kuzynowi zabrano kawałek ziemi pod budowę autostrady. On się akurat cieszył, bo dostał spore pieniądze, które mu się przydały, ale gdyby nie chciał tej ziemi sprzedać, to przecież i tak by mu zabrali.

    Co do drugiej ustawy, to ostatni mecz Barcy z Realem oglądałem w gronie kilku dziennikarzy i była mowa właśnie o tej sprawie, przy okazji różnych hec, jakie się wyprawiają wokół gazu łupkowego. Wiem, że przynajmniej w jednej dużej stacji telewizyjnej chcą to nagłośnić, ale to inicjatywa szeregowego dziennikarza, więc czy ostatecznie będzie z tego jakaś grubsza sprawa, to chwilowo rzecz mglista.

Możliwość komentowania została wyłączona.