Ekwador poszedł dalej niż Izrael czy Kanada – tam lokalni ministrowie finansów tylko głośno krytykowali wirtualne kryptowaluty w rodzaju Bitcoina, tymczasem latynoskie państwo pod koniec lipca postanowiło nie pozostawiać decyzji w rękach obywateli i głosami parlamentarzystów zakazało swoim mieszkańcom obracania takimi środkami płatniczymi. Decyzja to jednak nie wynik troski o drobnych ciułaczy, tylko zwykła eliminacja konkurencji: w grudniu Ekwador stanie się bowiem pierwszym krajem na świecie, który wprowadzi do obrotu własną wirtualną walutę.

PaydayW Ekwadorze napady na banki już niedługo też przejdą do virtualu (Fot. Payday: The Heist)

Prezydent Rafael Correa twierdzi, że nowatorskie rozwiązanie ułatwi życie większości obywateli Ekwadoru. W chwili obecnej prawie połowa z nich nie ma bowiem konta w banku, są zatem wykluczeni z systemu państwowych dopłat, stypendiów itp. W wielu przypadkach to zresztą nie wynik ignorancji, czy bojkotowania instytucji finansowych, tylko fizycznych ograniczeń – bankom nie opłaca się bowiem otwierać filii w trudno dostępnych obszarach kraju, więc zamieszkujący je nie mają nawet możliwości otworzenia konta. Nowa wirtualna waluta ma to zmienić, jej użytkownicy będą bowiem mogli zarządzać swoimi finansami za pomocą telefonów komórkowych, co znacznie zwiększy możliwości handlowe pozostających dotychczas na marginesie wieśniaków.

Większość ekspertów wierzy jednak, że rząd chce w rzeczywistości zrewolucjonizować nie finanse obywateli, tylko swoje własne. W 1999 r. kryzys bankowy praktycznie zniszczył dotychczasową krajową walutę sucre, którą dla ratowania gospodarki zastąpiono wówczas dolarem. Od tamtej pory Quito nie może więc prowadzić samodzielnej polityki monetarnej, co dla prezydenta Correi jest szczególnym powodem do zgrzytania zębami, bo chociaż sam wykształcił się w Stanach Zjednoczonych, to politycznie należy do obozu latynoskich przeciwników Waszyngtonu. Oficjalnie władze Ekwadoru zapewniają gorąco, że nowa waluta wcale nie jest wstępem do rewolucji – dolar ma wciąż być w obiegu i to w nim mają być opłacani pracownicy budżetówki, a nie w wirtualnych pieniądzach. Według komentatorów to jednak tylko zasłona dymna, dzięki której rynki finansowe mają zachować spokój: eksperci przewidują, że w rzeczywistości rząd będzie aktywnie przekonywał do używania nowej waluty, np. oferując w zamian ulgi podatkowe. Według tych samych analityków, będzie to jednak powolny proces, który zajmie najprawdopodobniej kilka lat.

Pytanie, czy prezydentowi starczy na to cierpliwości, bo jego portfel zaczyna świecić pustkami już teraz. Za jego rządów Ekwador aż trzykrotnie zwiększył wydatki na świadczenia społeczne, ale hossa wydaje się kończyć: stosunek długu publicznego do PKB wynosi już już 25 proc. i wciąż rośnie, a deficyt budżetowy na poziomie 4,7 proc. jest najwyższy od dekady, więc rząd zapowiedział likwidację dopłat do gazu oraz specjalnych funduszy rozwojowych dla samorządów. Latem, w poszukiwaniu gotówki, nie tylko wypuścił obligacje na kwotę 2 mld dolarów, ale w dodatku zapożyczył się na kolejne 400 mln u finansistów z Goldman Sachs i pierwszy raz od sześciu lat zgodził się na współpracę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, do tej pory silnie krytykowanym przez obóz władzy.

Czy wirtualna waluta może być lekiem na te problemy? Na razie stanowi wielką niewiadomą, nikt nie potrafi np. powiedzieć od czego będzie zależał jej kurs do dolara – czy będzie ustalany odgórnie przez władze, czy uwarunkowany popytem. Możliwy jest też scenariusz, że zadłużony rząd, który będzie mógł w pełni kontrolować nową walutę – w przeciwieństwie do dotychczasowej – ulegnie pokusie jej nadmiernego „drukowania”, co w efekcie doprowadzi do inflacji.

Prezydent Correa już nie raz pokazywał, że jest wytrawnym strategiem. W 2008 r. poszedł na otwartą wojnę z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Bankiem Światowym ogłaszając, że dług Ekwadoru jest nielegalny i niekonstytucyjny, więc kraj przestanie wykupywać własne obligacje, za pomocą których próbował go uregulować – gdy po jakimś czasie ich zrezygnowani posiadacze wystawili je na sprzedaż za ledwie piątą część ich wartości, prezydent kazał je jednak dyskretnie skupować, dzięki czemu Ekwador zrestrukturyzował swój dług. Niewykluczone, że manewr z nową walutą jest więc podobnym zagraniem, choć w tym przypadku Correa gra niejako na kredyt: jego współpracownicy dopiero walczą w Trybunale Konstytucyjnym, żeby w 2017 r. mógł jednak walczyć o trzecią kadencję, czego obecnie zabrania ustawa zasadnicza. Powodzenie projektu wirtualnego zależy więc najpierw od tego jak najbardziej realnego.

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

3 odpowiedzi

  1. bo z Ekwadorem jest jak z głową smoka – usuwasz jeden Ekwador i wyrastaja na jego miejsce dwa lub trzy nowe.
    Popatrz no tylko na Syrię – tam próbowano usunąć jeden reżim, to w jego miejscu dwa. A Sudan? A Korea? A Trzecia Rzesza?

Możliwość komentowania została wyłączona.