Wez w życiu kocha tylko trzy rzeczy: skóry, ćwieki i motory. No może jeszcze pewnego blond chłopaka, którego śmierci nie może przeboleć i koniecznie chce się zemścić na jego zabójcy. Koledzy z tej namiętności nie żartują, bo się boją. Mają powody – kiedy Wez zostaje trafiony strzałą w rękę, nawet nie drgnie, po prostu ją wyciąga, nonszalancko rzuca na ziemię i odjeżdża jak gdyby nigdy nic. Kim jest Wez? Jednym z głównych antagonistów w drugiej części „Mad Maxa”, najlepszego, co Australia kiedykolwiek dała światu.

Ale gdyby Wez żył naprawdę, to właśnie z Australii chciałby się pewnie jak najszybciej wynieść, bo motocyklistom z półświatka się tam nie przelewa. A część z nich będzie już niedługo musiała przymusowo nosić różowe majtki.

WezReakcja Weza na pomysły premiera Queensland (Fot. Dean Semler/Mad Max 2)

Podczas gdy w Europie przebrani w skóry motocykliści to głównie podtatusiali prezesi i menadżerowie, którzy w weekendy próbują uciec przed nudą, w Australii ich koledzy od hobby najwyraźniej wzięli sobie słynny film za bardzo do serca. Mniej więcej 4 tys. z nich tworzy kilkadziesiąt brutalnych gangów, często stowarzyszonych ze znanymi międzynarodowymi markami, jak Hells Angels, czy Bandidos. Żyją z napadów, wymuszania haraczy, handlu bronią i narkotykami, głównie amfetaminą. Nadużywają przemocy i nie cofają się nawet przed morderstwami: od początku lat 80. (czyli właśnie wtedy, kiedy na kinowych ekranach królował „Mad Max”) w ich międzygrupowych porachunkach zginęła już ponad setka osób. W 2009 r. wywołali nawet bitwę na lotnisku w Sydney, nic sobie nie robiąc z otaczających ich świadków – na ich oczach jeden z motocyklistów został zatłuczony na śmierć.

Ostatnio wojna gangów przybiera na sile. Tylko w pierwszej połowie zeszłego roku, w samym Sydney ich członkowie urządzili 60 strzelanin – w wielu przypadkach napastnicy szyli z karabinów maszynowych do domów rywali, nie przejmując się, że w środku są dzieci. To nowość, bo przed laty konkurenci woleli do siebie strzelać z pistoletów niewielkiego kalibru i to stojąc twarzą w twarz. W tym miesiącu policja w stanie Victoria odkryła zapasy broni i narkotyków w domach klubowych motocyklistów, a niewiele wcześniej w stanie Queensland kilkudziesięciu bandytów urządziło spontaniczną rozróbę na ulicach, która wybuchła powtórnie już w areszcie.

To właśnie premier tego drugiego stanu postanowił postanowił teraz rozprawić się z motocyklistami. Choć w innych częściach Australii też są na celowniku władz (np. w Kings Cross – znanej z handlu narkotykami części Sydney – nie wolno im nosić gangowych naszywek), to Campbell Newman idzie znacznie dalej. Projekt napisanej przez niego ustawy, którą właśnie wstępnie zatwierdził stanowy parlament, miejscami wydaje się ściągnięty od byłych komunistycznych dyktatur z Europy Wschodniej: gangsterom wolno się będzie pokazywać w miejscach publicznych najwyżej w parach, a liczniejsze grupy zostaną uznane za nielegalne zgromadzenia, których uczestnicy będą karani sześcioma miesiącami odsiadki. Newman chce też, by każdy skazany za przestępstwo członek takiej grupy dostawał dodatkowe 15 lat do orzeczonego wyroku. Miałby go odsiadywać w specjalnym więzieniu tylko dla motocyklistów, jakie premier Queensland planuje uruchomić na północ od Brisbane – osadzeni byliby tam wypuszczani z cel tylko na godzinę dziennie, oraz zmuszani do noszenia… różowej bielizny.

Organizacje pozarządowe mówią o prześladowaniach, a motocykliści zapowiedzieli pozew przeciwko Queensland. Zdaniem ekspertów, wygraną w ewentualnym procesie mają raczej w kieszeni. Być może premier Newman powinien rozważyć tańszą (i skuteczniejszą!) metodę: sprowadzenie do domu Mela Gibsona i sprezentowanie mu starego Forda Falcona?

No. Ale polskiego czytelnika to nie interesuje.

2 odpowiedzi

  1. Właśnie skonfrontowałem tekst ze znajomą z Brisbane, odpowiedziała mi, cytuję „yes we kind of have a bikie problem but it’s not thhaaat bad, certainly not bad enough to take away civil liberties” . Być może więc jest też drugie dno walki z … cyklistami.

    Pozdrawiam

  2. Dokładnie – problem jest, ale pomysły Newmana to kompletne science-fiction.

    Pzdr

Możliwość komentowania została wyłączona.